Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przytem miał szczęście; z dziećmi przeważnie handlując, nie obawiał się, że może być oszukany; niepowodzeń też nie miał, ze stratą nic nigdy nie sprzedał i tylko raz jeden trafiło mu się nieprzyjemne zajście. Stary chłop dopatrzył, że mu dzieciak z chałupy różne drobiazgi wynosi, postanowił więc rzecz bliżej zbadać i zbadał. Pokazało się, że malec po kwarcie zboża wynosi, a Symcha mu za to papierosy daje.
Właśnie odbywała się taka tranzakcya za stodołą i obie strony targowały się w najlepsze, gdy chłop zaczajony nagle wypadł i obu kontrahentów w swe grube, ordynaryjne łapy pochwycił.
Była to straszna chwila!
Swego synaczka wnet puścił, obiecawszy, że się z nim później rozmówi, — do Symchy zaś, za kołnierz go trzymając, na seryo się zabierał.
Próżno przyłapany młodzieniec, usiłując się wyrwać z chłopskiej dłoni, z płaczem i krzykiem opowiadał o wolności handlu, o małej wartości nabytego towaru; próżno tłómaczył, że w tem, co się stało, nie było nic więcej nad wzajemną wymianę grzeczności. W twardą chłopską głowę te wymowne argumenta na żaden sposób wejść nie chciały. Jedna potężna łapa, niby łapa dzikiego niedźwiedzia, trzymała