Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Coś ty żydzie powiedział?
— Ja powiedziałem po żydowsku: „winszuję szczęścia nowemu panu wójtowi...
— Daj no jeszcze ze dwa garce, ja płacę.
— Skoro pan sołtys teraz taki fundator jest, rzekł Mendel, co będzie jak zostanie wójtem?
— Będzie... wójtem, jak się należy... nie dla formy, jeno dla biednych ludzi, żeby takiego ścisku jak dziś nie znali.
— Oj to, to prawda...
— A ma się wiedzieć. Już ja mam w głowie swoje pomiarkowanie i karkulacyę... Ja się pisorza boić nie będę, ja mu butów czyścić nie myślę. Jak zechce się u nas w Biednej Woli ostać, to niech zna słuch przed wójtem — a jak chce panem w kancelaryi być i swoim głupim rozumem rząd prowadzić, to niech se idzie na grzyby, albo niech se poszuka jenszej gminy...
— Wy jesteście bardzo zawzięte, panie sołtysie, rzekł Mendel. Czy to nasz pan pisarz zły jest? Czy jemu co brakuje?
— Co mu ma brakować, odezwał się jeden z chłopów albo to mało od narodu bierze?
— Oj prawda, prawda święta!
— Jakie wy dziwne moje ludzie, rzekł Mendel, wy chcecie, żeby wszystko było do góry nogami! Chcecie mieć takie kunie co nie lubią owsa! gdzie takie rarytne kunie są? i pisarza chcielibyście takiego co nie weźmie rubla do ręki! — a gdzie taki pisarz jest?
Grzędzikowski głos zabrał.
— Tedy, na ten przykład, prawda! Mendel powiada słusznie, kto na ten przykład kościołowi służy, ten z kościoła na ten przykład, żyje. Tedy nie może być tak i pisarz, żeby nic nie brał.