Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ha, dla mnie niechby się ta i ostał, nie mam ja w gminie wielgich jenteresów — to czy mi wójt mądry, czy głupi — jedno; ale dla prostego narodu, dla biednych, a dla takich co na podatek nie mają, twardy sielma jak kamień. Pamiętacie ludzie, jak to Marcinowej poduszczynę zabrał — i za co? Za rubla! tak mi Boże dopomóż, za jednego rubla!
Juścić prawda.
— Aj prawda, święta prawda...
— A pamiętacie, jak z panem sprawa była o łąki — to po której stronie on stojał?
— Po panowej stronie.
— A juści.
— Swiarczył tak, jak sam za sobą... wszystkich wypisał het, które jeno tylko paśli.
— To prawda.
— Wtenczas gospodarze biednowolskie zapłacili coś ze czterdzieści rubli różnych sztrafów; a wszyćko bez niego.
— Co wy gadacie, że gospodarze zapłacili, kiedy pan tę karę wam darował. Co to za gadanie jest?!
— Pan darował, bo taka jego wola była, ale nam zawdy je krzywda.
— Jaka wam jeszcze krzywda? zawołał Mendel.
— Taka, że już tera na dworskiej łące nie będziemy pasali.
— To ma być temu wójt winien? Aj, aj, co wy gadacie sołtysie! a jakby wam się zachciało paść swoje bydło na niebie tam wysoko — a wy nie mogli jego wpędzić — to także będzie wójt winien?
— Ja powiadam, że dla mnie niech on sobie będzie wójtem choćby i sto lat. Ja swoje gospodarstwo mam, pieniądze zawdy mam, podatek płacę — to i co mnie tam wójt? Tak mnie to z nim, jako i przez niego, a choć mi postawita w kancelaryi