Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Janio spojrzał zdumiony.
— Na Majdanie — odrzekł — mam trochę i tu trochę. Dlaczego ojciec o to zapytuje?
— Chciałbym, żebyś mi towarzyszył; mam zamiar złożyć wizytę w sąsiedztwie.
Irenka przyniosła wino, p. Sylwester nalał w kieliszki.
— No, synu! — rzekł — napijmy się, ja dla wzmocnienia, a ty, dla kurażu... Irenko, każ powiedzieć Piotrowi, żeby pośpieszył. Cztery konie w lejc... on już wie. Panie Janie, racz się wybierać, pojedziemy razem...
— Dokąd ojcze?..
— Zobaczysz. Dość już tej samotności na Majdanie, żyjesz jak pustelnik, trzeba się nareszcie ożenić, mój synu...
Janio zerwał się z krzesełka.
— Ojcze! — rzekł z wymówką — dlaczego ojciec wszczyna tę kwestyę? Przecież mówiliśmy już o tem, i wiadomo ojcu, jakie są moje zamiary...
— Tak, ale tobie nie wiadomo, jakie są moje zamiary. Jedziemy do Zawadek, i sądzę, że nie będziesz miał nic przeciwko temu, jeżeli w twojem imieniu, poproszę p. Marcina Karpowicza o rękę panny Jadwigi. Tobie odmówiono, może ja będę szczęśliwszy...
Janio stał przez chwilę jak oszołomiony, a potem padł w otwarte ramiona ojca, który przytulił go do piersi w długim serdecznym uścisku.. Obaj łzy w oczach mieli, obaj uścisnęli się serdecznie, po raz pierwszy w życiu.
— Zwyciężyliście mnie — szeptał stary — zwyciężyli... Ja pokochałem tych ludzi, a tę twoją śliczną Jadwinię, jak córkę do serca przytulę...