Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I ja również, mój Janiu — dodała matka — niech was oboje Bóg błogosławi, nie pragnę lepszej synowej...
— No, nie traćmy czasu, synu — rzekł pan Sylwester i chociaż dziś świecisz tryumf uczucia, nie zapominaj jednak nigdy o tej praktycznej zasadzie, że czas to pieniądz, i zawsze stosuj ją w życiu.
Irenka zbliżyła się do ojca.
— Proszę ojczulka — rzekła, składając ręce błagalnie, ja w powozie wiele miejsca nie zabiorę...
— I ty chcesz jechać z nami?
— Tak ojcze, pragnę pierwsza ucałować moją drogą siostrzyczkę Jadwinię...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W następnym roku, gdy pora żniw nadeszła, stanął już na Majdanie dom nowy, gospodarski, wygodny.
Wybrano dla niego miejsce najwyższe i najsuchsze, a tuż za domem kilka morgów ziemi, na założenie ogrodu przeznaczonych, okopano rowami, otoczono wysokim parkanem.
Jesienią będą w nim drzewka, jesienią też zasadzą młode lipki, mające zdobić dziedziniec. Uprzątnięto już resztki drzewa, cegieł i wiórów pozostałych po budowie, oznaczono bielonemi kamieniami duże koło na gazon, zasypano doły po wapnie, a tę chałupkę starą, po gajowych, w której Janio mieszkał, rozebrano, zniesiono.
Śladu z niej już nie ma. Czyściutko tu dokoła, porządnie i ładnie.
Janio po dawnemu pracuje wytrwale, gorliwie, chętniej jeszcze niż dawniej, a gdy z pola do domu powraca,