Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

to charakter; więc trochę psychologii, trochę obserwacyi, znajomości serca ludzkiego, a pożądany środek się znajdzie i móle nie będą psuły harmonii pożycia.
— Mówisz, jakbyś był od wielu lat żonaty. Czy cię na litewskich zaściankach tego nauczono?
— I tam są ludzie; a gdzie ludzie, tam życie; a gdzie życie, tam pole do obserwacyj i wniosków. Czy tu, czy nad Niemnem, kto chce badać, znajdzie materyału dość i do poetycznych zachwytów i do ponurych tragedyj...
— Dziwnie nastrojony dziś jesteś, mój kochany.
— Zawsze jestem jednakowy, mój Ludwiku.
Kurosz miał racyę, Zawsze był taki sam, tylko go Ludwik nigdy jeszcze w towarzystwie kobiet nie widział. O ile w męzkiem gronie ożywiony był, wesół, śmiały, o tyle w towarzystwie kobiet mały człowieczek tracił kontenans, stawał się jakby rozżalony i smutny. Zdawało mu się, że jego powierzchowność budzi odrazę, że odstrasza, i miał żal do matki-natury za to, że względem niego okazała się macochą. Nie marzył o ognisku domowem, o szczęściu rodzinnem, bo mniemał, że nie znalazłaby się istota gotowa podzielić jego losy, umilić mu życie uśmiechem i pieszczotą. Dla tego to wobec kobiet, zwłaszcza młodych i ładnych, bywał przygnębiony, smutny i zgryźliwy.
Późnym już wieczorem nadjechał stary p. Karpowicz po Jadwinię i Anielcię. Ten serdecznością swoją, rubaszną trochę, potrafił nieco rozweselić i rozruszać Kurosza.