Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ten wyraz w obłoki, bo nie w niebo, — i myśli, że mu Opatrzność złoty deszcz spuści na głowę, lub cud dla niego uczyni. Tymczasem skarbów nikt nie gubi po drodze, a Opatrzność ma co lepszego do roboty aniżeli ratować bankrutów, którzy padają ofiarą własnego próżniactwa lub niedołęztwa. Czyż nie tak się dzieje? Jeżeli uczono cię historyi, a przypuszczam, że uczono cię przecież, jeżeli znasz swój kraj i obserwujesz ludzi i widzisz co się tu dzieje, — to musisz przyjść do przekonania, że to niedbalstwo, ta bezmyślność, to nieliczenie się z jutrem i oglądanie się na cudzą pomoc, na cuda, było dawniej i jest jeszcze dzisiaj niestety! zgubą naszych rodzin, rodów i całego społeczeństwa zarazem.
— Sądzi ojciec jednostronnie, mieliśmy przecież przykłady bohaterskich poświęceń...
— Wielka to kwestya, mój synu, co należy nazywać bohaterstwem: czy chwilowy, entuzyastyczny, szalony poryw, czy też długoletnią, milczącą, kamienną wytrwałość. Ty może powiesz, że bohaterem jest ten, kto w chwili uniesienia zaryzykuje życie, mienie, istność swoją i albo zginie, albo wyjdzie cały po to, ażeby później wpaść w apatyę; a ja powiem, że na nazwę bohatera prędzej zasługuje taki, który od małego dziecka do późnej starości, do śmierci, co dzień bez wytchnienia, z uporem owych kropel wody, które na kamień spadają i dziury w nim żłobią, pełni cicho swe obowiązki przez lata. Można się o tytuł bohaterstwa spierać, ale ja przy swojem zostanę i więcej tych drugich aniżeli pierwszych szanować będę. Jeżeli mamy w świecie zwierzęcym, w przyrodzie, porównania szukać, to przyznam