Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ci się, że nie mogę sobie wyobrazić, jakby istnieć mogło społeczeństwo, złożone ze śmiałych orłów, lub czule śpiewających słowików, ale wiem to, że istnieć mogą społeczeństwa pszczół i mrówek, oparte na systematycznej, a wytrwałej pracy jednostek. W takiem społeczeństwie osobnik niezdatny do pracy przepada i ginie, ale cały organizm istnieje, trwa i jest silny. Nie wiem, dla czego społeczeństwo ludzkie nie mogłoby być na ten sam wzór urządzone; nie wiem dlaczego nie możnaby powiedzieć pewnym indywiduom: „Nie macie dość sił, żeby się utrzymać, więc gińcie; nie zdoła was podźwignąć siła inteligencyi waszej — pracujcie rękami; nie potraficie i tego — nie zawadzajcie drugim“.
— Ojcze, ojcze! cóż to za bezwzględny egoizm!
— Nie, synu, to program. Użyłeś wyrazu egoizm...
— Tak.
— Dziwna rzecz, a raczej, cóż mówię? nie dziwna, lecz niestety! naturalna, że wyraz ten istnieć może w takich narodach jak nasz: niezaradnych, mających w swojem łonie niedołęgów i próżniaków... Wyobraź sobie, czy w jakimkolwiek organizmie społecznym, którego wszyscy członkowie są silni, pracowici, oszczędni, a ztąd zamożni, niepotrzebujący niczyjej łaski, ani niczyjej pomocy, mógłby ten wyraz istnieć?
— Takich społeczeństw, o jakich ojciec mówi, nie ma na świecie; wszędzie są silni i słabi, a obowiązkiem pierwszych jest wspomagać drugich i ratować ich w nieszczęściu. Z sił mniejszych i z sił większych, tworzy się siła wypadkowa, ogólna.