Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go we zwyczaju było — Rafałku, pleciesz niewiadomo co. Moja stodoła i moje pszczoły, choćby cygański sąd sądził, to mi przyzna.
— Dudka na kościele!
— Rafałku, toć ty przecie szlachcic i chrześcianin. Ja ci po dobroci powiadam: idź, zkądeś przyszedł, a przestępu drogi i grabieztwa nie czyń, bo za taką napaść możesz braciszku pójść tam gdzieś jeszcze nie był.
— Obaczym!...
— Ano to obaczym, a skoro mnie Bóg miłosierny pszczółki do stodoły sprowadził, tedy mi nie przeszkadzaj zabrać co moje!
— Łżesz, bo nie twoje!
— A moje!
— Moja słoma!
— Moja stodoła!
— Ja ci też stodoły nie rucham, jeno idę słomę moją zabrać!
— A ja ci słomy nie bronię. Leży w stodole twoja słoma, to sobie ją bierz, choć zaraz, ale moich pszczółek nie ruchaj... bo ich tam nie złożyłeś, tylko słomę.
— A może ja w tej słomie dukaty miał?
— Bierz sobie, jeśli miałeś... ja ci onych dukatów nie zaprzeczam.
I tak przekomarzali się, idąc ku budowlom, a każdy przyśpieszał kroku, żeby się nie dać wyprzedzić.
Hulajdusza, że chłop na podziw wysoki i nogi długie miał, więc szedł szparko. Piotr z Milczkiem