Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jęcząc, narzekając na złą jesień, złe czasy, złe obyczaje, a najbardziej na zdrajcę tokarza.
— Bo żeby nie ten cygan — mówiła do siebie — mogłabym była mieć sklep porządny, widny, z oknami i nie ponosiłabym kosztu na światło wśród dnia... a tak... muszę lampkę świecić, bo ciemność jak w piwnicy, i mogłabym komu, zamiast serdelka, podać drzazgę, lub nalać nafty zamiast octu. A przez co wszystkie te nieszczęścia?... przez mężczyzn! przez tych smoków, stworzonych na utrapienie wdów statecznych!...
Pani Kubikowa i jej blade córeczki powróciły do dawnego trybu życia i biegały, jak zwykle, od domu do domu, rozdzielając na tanie porcyjki umiejętność bębnienia gam zwyczajnych i chromatycznych; na górze emeryt drzemał nad starym, sto razy już przeczytanym kalendarzem: kawalerowie na facyatce spali, bo się im w letnich okrywkach wychodzić na zimno nie chciało.
Pani Klejnowa siedziała zamyślona przy oknie; Andzia usiłowała czytać książkę, przy skąpem świetle posępnego dnia.
Od pierwszej chwili, w której pierwszego w życiu zawodu i rozczarowania doznała, zmieniła się dużo. Nie śmiała się tak często jak przedtem, spoważniała i nie lubiła o teatrze mówić.
Pan Franciszek bywał dość często, ale zamiarów swoich nie objawiał, z obawy, ażeby odrzucone nie były. Wolał czekać, pomimo nalegań wujaszka, któ-