Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bieta chodzi na posługi, do prania, mycia podłóg, ja codzień trochę ukradnę i łata się.
— Kradniecie i nie wstydzicie się?
— Trochę się wstydzę, ale co mam robić? złotówczynę, a czasem dwie lub trzy dziennie musi człowiek ściągnąć, bo inaczej...
Tak rozmawiając, zajechali na Hożą.
Edzio z kozła zeskoczył, tłomoczek jeden wziął i niebawem ojciec, córka i syn znaleźli się w nowem mieszkaniu.
Wchodziło się po wązkich wschodach, wysoko, na trzecie piętro. Z przedpokoju, tak ciasnego, że się w nim ledwie obrócić było można, jedne drzwi prowadziły do kuchenki, drugie do pokojów, a właściwie pokoików maleńkich. Było ich trzy, jeden za drugim, największy miał dwa okna, inne po jednem.
— No, cóż dzieci — zapytał ojciec — jakże wam się tu podoba?
Mania nic nie odpowiedziała zaraz, rzuciła okiem po kątach, po ścianach, pomyślała przez chwilę i rzekła:
— Ciasno, ale musimy się pomieścić.
— Trudno będzie, lecz wiele ten czyni, kto musi.
— O! niech się ojczulek nie martwi, damy sobie rady. Ja tu zaraz od jutra porządki porobię, jak mama przyjedzie, to już ład zastanie. Ojczulek zapewne posadę już ma?
— A mam, nawet nie jedną,.. przyrzeczoną... odpowiedział niechętnie, z odcieniem niewymownego smutku w głosie.