Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z wielkim trudem udało się uspokoić wzburzone umysły. Na szczęście, z bocznej drogi od Kopytkowa, nadjechała także fura, pełna żydów.
— Dokąd jedziecie?
— Do Zatraceńca.
— I wy także?
— Co chcecie? Pan Bóg daje licytacye dla wszystkich.
— Prawda, ale spodziewamy się, że nie zechcecie nam psuć interesu?
— Nie ma o czem mówić, zróbmy współkę.
— Zróbmy współkę — rzekł Jankiel Bas. — Tak postępowali nasi dziadkowie, nasi ojcowie, tak należy robić i nam. Jakie są wasze warunki, ile chcecie zarobić?
Na obydwóch furach zrobił się taki wrzask, iż nie można było dojść, o co chodzi.
Jankiel Bas wrzeszczał na całe gardło:
— Cicho, cicho, powoli! Niech jeden mówi. Kto jest u was główny macher do tego interesu?
— Icek Szpindler.
— Bardzo dobrze, owszem. Szpindler jest znany, jest osoba, niech Szpindler złazi z fury.
— Niech Jankiel złazi też.
Dwaj delegaci wygramolili się z wozów i zaczęli pertraktacye na stałym gruncie, na piasku.
Narada trwała niedługo; w kwadrans stanęła