Strona:Klemens Junosza-Chłopski mecenas.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Michał.

I jabym też mu dziewki nie dał. Nie dla psa kiełbasa, a jaki ojciec taki syn.

Bartłomiej.

Co ty będziesz pomstował, jak cię zdzielę czem twardem, to aż ci się rozświeci.

Michał.

Hola — ludzie! bywajcie, ten rozbójnik mnie chce zabić.

SCENA VII.
Ciż sami, Sołtys i wieśniacy.
(ludzie z kosami i z grabiami wysuwają się z za kulis:)
Bartłomiej.

Nie wierzcie mu — sam się zaczął zemną wadzić i odgrażał mi.....

Sołtys.

Dajcie pokój gospodarze, kto zaś widział żeby dzisiejszego dnia takie brewerye wyrabiać i pomstować, Pana Boga obrażać!

Michał.

Albo niewiecie że on mi ciągle szkody robi...

Bartłomiej.

Albo niewiecie, że on mnie ciągle ściga.

Sołtys.

Pluńta na to moi sąsiedzi, tyle lat żyliśmy tu we wsi cicho i spokojnie, teraz najlepsi gospodarze jeno się prawują i kłócą. — Nie na to we wozie siedzi kłonica żeby się nią ludzie po łbach tłukli, ino żeby było na czem czy drabiny czy gnojowice zeprzeć — nie nato też mamy teraz sąd, żeby jeden drugiego gubił, tylko żeby sprawiedliwość na świecie była.... ale namnożyło się takich machenników, co dobrych ludzi do zguby pchają, a sami z tego zyski ciągną.

Bartłomiej.

No to co? albo wam co do tego?