Strona:Klejnoty poezji staropolskiej (red. Baumfeld).djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
JAN ANDRZEJ MORSZTYN.
POKUTA W QUARTANNIE R. 1678.

O Boże! Jakoż podnieść grzeszne oczy
Tam, gdzie Twoja moc wieczną Światłość toczy!
Jam robak ziemny, proch marny, pies zgniły;
We mnie się wszystkie brzydkości zrodziły;
Jam jest nieczystej białejgłowy szmaty
Kawalec, wywóz miejskich ścierwów! a Ty
Pan Bóg zastępów, Święty, Święty, Święty,
Tyś szczera czystość, niewinna bez skazy!
Jakoż Ci swoje odkrywać mam zmazy?
Jam widział gmachy śmiertelnego grzechu
Siedmiorakiego i straszny w pośmiechu
Zakon Twój miałem i Twe przykazanie
Każdem znieważył albom zgwałcił, Panie!

Jam niejednego, chociaż Twa przestroga
Przeciwna była, miał pana i boga;
Jam z swych wymysłów bałwanom ofiary
Oddawał, niosąc namiętności w dary.
Brzuch mi był bogiem, i tak bogów wiele
Miałem, jako mam zmysłów w własnem ciele.
Bo, gdy mię który zwyciężył nałogiem,
Zbyteczność panią, a zwyczaj był bogiem.
Częstom człowieka tak spodobał sobie,
Żem kładł w nim większą nadzieję, niż w Tobie.
Często godności i dobrego mienia
Chciwość tak srodze ujęła sumienia,
Żem ich posadził, jakoby tam Ciebie
Nie było nigdy, za bogi na niebie!....

Jam wsteczeństwa wszelkiego świadomy
I obywatel bezbożnej Sodomy;
Rzadki dzień minął, rzekę i godzina,
Żeby nie przybył świeży grzech i wina.