Alboż nie dosyć, żeś wolny?
Jeszcze to na nas kara bardzo mała
Za pierwszych ojców. Co za myśl zuchwała!
Niechaj nas Pan Bóg od podobnej strzeże!
Oni-ć to mieli tę budować wieżę,
Wysoką wieżę, po której z tronu
Chciał iść do nieba król Babilonu.
Ale Bóg takiej nie dopuścił dumie:
(O płochy ludzki rozumie!)
Kiedy już gwiażdy zdziwione postrzegły:
Że, bliżąc ku nim kamienie i cegły,
Lud wyniesiony po gzymsach się wieszał,
Bóg na nich błysnął i języki zmieszał:
Rozsypało się w gruzy owo dzieło;
Cóż tam lecących na łeb poginęło!
Kto się naonczas z karkiem nie pożegnał,
Postrach tę resztę po świecie rozegnał.
Otóż stąd ród nasz, otóż to Cyganie!
Jawnuto mądra! O, jakżeś wysoka
I w tem, co kędyś tam widzisz głęboka!
Miej od nas uszanowanie!
Ty, jak orlica: my, jak nocne sowy...
Skąd ci nauka i moc tej wymowy?
O dzieci moje! mało ja znam jeszcze;
Ta, co umiała grad ściągać deszcze,
Swej mi światłości trochę użyczyła;
Nad nią nie było na całe Pokucie!
Dziś tylko grób jej nad skałą przy Prucie.
Hababo moja, staruszko miła!
O, gdybyś dłużej nam żyła,
Możebym wstrzymać i te mogła gońce,
Któremi jeżdżą i księżyc i słońce!