Strona:Klejnoty poezji staropolskiej (red. Baumfeld).djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
WESPAZJAN KOCHOWSKI.
DAWNA KANNEŃSKA
ODNOWIONA.

Nie łaj, nie fukaj, który chcesz, ojczyzny
By w pamięć szły mniej uczciwe blizny!
Nie klniej, nie złorzecz! Jako chwalne dzieła,
Tak trzeba, hańba by pamiętna beła!
Chwała wspaniałym jedną jest ostrogą,
I hańby także poruszeni trwogą,
Zmierzywszy w betach lenistwo ospałe,
Drą się na przykrą pięknej cnoty skałę...
Jako od wieku Polska tu osiadła,
Na nię takowa obelga nie padła:
Umierać raczej poczciwie woleli
Polacy, niżby z placu zbiegać mieli!
Wspomnieć Chojnicką, wspomnieć Bukowinę,
Rzadką niesławy w kronikach nowinę:
Choć nieprzyjaciel otrzymał zwycięstwo,
Krwią je swą płacił prze Polaków męstwo....
Na nim nie droga ode złota gaza.
Leć od rzemienia tylko a żelaza,
Na panu serdak z prostej tkany wełny,
Suchar a woda — bańkiet mu zupełny.
W ciągnieniu się nań nie poskarży chłopek,
Na podwodę mu nie wzięto świerzopek,
W stacyjej sierot nędznych nie ciemięży,
Na sumnieniu mu ludzki płacz nie cięży.
Za wami zasię skwierk ubogich bieży,
Pełniście zdzierstwa, pełniście grabieży!
W taborach krowy są i jałowice,
Pono bez kasze mlecznej dla tęsknicę.
Bo pocoście wy do obozu przyszli?
Snadź dla bańkietów, biesiad, dobrej myśli!