Strona:Klejnoty poezji staropolskiej (red. Baumfeld).djvu/114

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.
    PIOTR KOCHANOWSKI.
    PLUTON ZAGNIEWANY
    ZWOŁYWA PIEKIELNĄ CZELADŹ.
    (Z „GOFFREDA ABO JERUZALEM WYZWOLONEJ“
    TORQUATA TASSA.)

    Kiedy tak pilnie i tak ukwapliwie
    Robili cieśle, do lasu posłani,
    Na chrześcijany pojźrzał nieżyczliwie
    Straszliwy tyran piekielnej otchłani.
    A widząc, że się im wiodło szczęśliwie
    I że od Boga byli miłowani, -
    Z jadu się kąsał i jako byk ryknął:
    Tak mu ból serce przejął i przeniknął.

    Chce wszytką mocą trapić chrześcijany,
    Według swojego dawnego nałogu;
    Na to złych duchów zbór sobie poddany
    Zbiera do swego królewskiego progu;
    Mniema tak, sprośny głupiec opętany,
    Że to rzecz łatwa przeciwić się Bogu,
    I nie chce pomnieć szaleniec przeździęki,
    Jaki z gniewliwej piorun Jego ręki.

    Ogromną trąbą Lucyper zuchwały
    Kupi do siebie mieszkańce podziemne;
    Której się straszne dźwięki rozlegały,
    Przechodząc piekła i przepaści ciemne.
    Nigdy tak nieba ogromnie nie grzmiały,
    Gdy miecą gromy na doliny ziemne,
    Nie tak ziemia drży i trzęsie się na dnie,
    Gdy wiatr chce wypaść, co się w nię zakradnie.