Strona:Klaudja Łukaszewicz - Pokrzywki.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale po smutku prawie zawsze przychodzi radość. I z nami to się zdarzyło.
Pewnego dnia bawiłyśmy się we dwie w krokieta. Wicio pojechał z tatusiem do miasta, gdy naraz wybiegła naprzeciw nam Irenka i, zadyszana od szybkiego biegu i wzruszenia, zawoła:
— Ach! co ja widziałam, co ja widziałam! Chodźcie! chodźcie, siostrzyczki!
Serca nasze zabiły gwałtownie, przeczułyśmy, co ujrzymy.
Wybiegłyśmy za siostrą, ona stanęła za zwaloną brzozą i pogroziła palcem, żebyśmy zamilkły.
Poszła na paluszkach, my za nią, w końcu, gdyśmy stanęły przy dużej srebrzystej brzozie, na pień wskazała ręką.
To, cośmy ujrzały, było tak piękne, tak radosne, że Oleńka złożyła rączki, jak do modlitwy, a Irence łzy w oczach błyszczały.
Na grubym pniu starej brzozy wyrósł grzyb duży i jak kamień twardy.
Grzyb ten pękł na połowę i z jego środka wyglądało pięć czarujących żół-