Strona:Kirgiz (Zieliński).djvu/056

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
S





Starzec, spokojnie na miejsce wrócił,
Wziął kość barana, na węgle rzucił
I patrzał, jak jej powierzchnią białą,
Ogniste rysy jęły okrywać.
Bo miał z ich liczby, przyszłość zgadywać. —
Lecz długo szeptał niezrozumiało,
Wywracał oczy, kołysał głową,
Nim pierwsze ludzkie wymówił słowo.
« Biju gdy jesień przed nami blizko,
« I w kraj cieplejszy, nasze ognisko
« Przenosić mamy — los, nam coś wróży,
« Wielkie nieszczęście w naszej podróży.
« Jakie?... to memu zakryte oku....
« Widzę ja wprawdzie, jakąś mdłą postać,
« Lecz tak daleko i w takim mroku,
« Że jej na jaśnią niemogę dostać.
« Kto ona, jakie knuje zamiary?..
« Czekaj, możniejsze uczynię czary. —