to cię w te głuche śniegi muszą gnać zaciekłe,
to musisz tam powracać wężami ścigany,
gdzie aż do końca świata i ludzkiej pamięci
bić będą twoje werble, błyszczeć twe bagnety
i gdzie twoi żołnierze, gnąc pod hańbą grzbiety,
kładli w płomień twe orły śmierci trwogą zdjęci.
Więc ty, coś najpotężniej żył z wszystkich na ziemi,
poznałeś tam nad wszystko większe śmierci ramię...
Dziś jesteś już daleko, dziś twe imię kłamie —
wymiawiają je ludzie usty zwyczajnemi,
jest tylko pustą nazwą. Lecz twoja puścizna
to jest olbrzymia duchów półmartwych ojczyzna,
którym tak, jako tobie, orły popalono,
znaki woli królewskiej, i które twą słoną,
gryzącą aż do serca, w sam rdzeń mózgu wżartą,
trawiącą kość łzę czują pod ścierpłą powieką.
O duchu, pod trofeów dawnych śpiący wartą,
do twego grobu idzie tłum dusz, tam, daleko...