Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 7.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.



W podniebiu.

Czarna, święta, skrzesana do przepaści skało,
nie tknięta nigdy ręką czyją, ledwie okiem
sięgana z rumu złomisk w morzu gór głębokiem,
zkąd lecąc do cię w locie ze znużenia mdlało;

wieczna, okryta dumą, wiekuistą chwałą,
fali orła jedynie wieńczona otokiem:
ciebie śnię, ponad zjawisk błądzący potokiem,
i ciebie moje serce nad świat ukochało.

Ani mi ranna jabłoń, co się kwiatem kryje,
ni wieczorna melodya dalekiej muzyki,
ani mi kiedy białe młode piersi czyje

były takim zachwytem, jak twój granit dziki,
po którym chmura pędzi, wiatr szalony wyje
i wiew Boży przepływa niebios bazyliki.