Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 6.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tam, kany ludzie dojść nie dośmielili:
tam my swe myśli mieli i radości.
Dzisiok hań pustki som, śniég, jastrzomb kwili,
pustać... Stamstela do nieba noprości.
To jo myślała nieroz. Coz — hań z progu
skalnego ino ręke trza dać Bogu.

Idze hań jesce kie, pod Batyzowski,
idź w te doliny, ka kwitnom leluje,
na kwile smutki odegnoj i troski,
a taki ino bydź, jak wiatr, co duje.
Jo cie kochała tak! Jo z mocy Boskiéj
popatrzem na cię wte, serce pocuję.
Jo cię kochała tak! Nie rozumiała,
alek kochała tak — z duse i z ciała.

Jo wtedy w ocak twyk widziała świecić
jakisi cudny blask, jako z pohodnie;
jo wtedy myśli twe widziała lecić
wysy, niz Tatry, niźli gwiazdy wschodnie;
jo wtedej watre rada była niecić,
gotowić jeść i pić, cobyś ślebodnie
myk niesłysęcy słów śmigał głębiną — —
nie rozumiałak nic — kochałak ino...

Bydź zdrów! Dalekoś kajsi!... Tu do łózka
nie przidzies stanonć... Bydź zdrów! Nieg ci Boza