Prziłozys ucho kie na moim grobie:
z grobu sie jesce samo to dobendzie.
Bydź zdrów! Twój smutek jo w te rence obie
ziembnonce bierem; co cie boleć bendzie,
co cie bolało: ja zgarniam do rency
i w to me serce wciskam, co sie męcy...
Jo tobie jedna tutok miéłowała!
Tyś sie po świecie tułał, jak pijany!
Sytkie boleści twoje jo przeznała,
a cichok béła, jak kwiat popod ściany...
Jo w sercu mojém lo tobie sukała
rady, pociechy; sukałak cie, kany
tyś bywał ino i słałak ci w droge
mojego serca uśmiéch... Coz jo moge?...
Ale ty, Jerzy, słys! Jest jesce świeze
limby w dolinie hań, popod Wysoką:
siądź se pod niemi, a myśl, ka ja leze
w carnom i głuchom ziem wbita głęboko.
Tamjeś ty se mnom był... Z wirchu, od wieze
Wysokiej spadnie wiatr, chyć go séroko
w piersi i na grób przinieś mi, ten w scycie
zrodzony wiater hań — wysy, niz zycie.
Jo go fcem w grobie cuć! My oba byli,
jak duhy górskie, jak orły z cichości;
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 6.djvu/75
Wygląd
Ta strona została skorygowana.