Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 6.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trzaski z twojego nie ostało dworu,
wedle mnie pusto za zycia, jak w grobie — —
ty, jak ptak ślepy, od boru do boru
laces — ka gniazdo? ka sen w nocnéj dobie
cichy, spokojny we swojej siedzibie?
Ja, jak to drzewo, co się w pustce chybie...

O Jerzy, Jerzy! Nie takiej my doli
przed się patrzyli, nie takiej cekali ..
Łzy ocy gryzom ah! i serce boli — —
pono my zycie oboje przegrali...
A w ten zimowy wiecór, jako z roli
kłosy zgniecione, co je grad przywali,
wstają; tak wstaje i staje przede mną
sytko, co wołać i prosić daremno...

Stają przede mną jakby córki, syny
zmarłe — — po głowak głaskam je ręcami...
To som umarłe zywota godziny!
A my dziś, jako trupy nad truchłami!
Bo sytko zywe hań pod kupą gliny!
Bo sytko zywe hań — pod popiołami!
Bo sytko zywe hań, ka pamięć nasa
i serce, w htórem zar od łez dogasa.

O Jerzy, Jerzy! Ze tys my oboje
nic, ino za się patrzymy zwróceni — —