Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 6.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dni!.. Ciemne z water wolarskik sły dymy,
potok się pienił, het nizko — w mrakotę
walił się leśnom — a my se lezymy
we wiérchu, w górze, samiućcy, jako te
ptaki — i niebo ino jest nad nami
i wiatr i kajsi Pan Bóg z janiołami...

Ten wiatr, coś w nozdrza wciągał go z niebiosów,
wiater, ziołami wiérchów woniejący,
tysiącem cudnyk śpiéwający głosów,
janielskik zwonów zbyrkotem zwoniący — —
ten wiatr, ze ścigłyk oderwany włosów
siklawy, w przepaść ze stawu lecącej — —
ten wiatr, co ślizgał się w graniak po lodzie
i w niebo leciał, jak zorza o wschodzie!...

O Jerzy! Bacys te długie godziny,
kie my z przełęce hań na dół patrzali?
Przed nami Tatry, scyty, ozpadliny,
sparzty, a słońce ponad nie się pali...
Cicho... Tam głos już nie doleciał iny,
héba się z turnie ka skała odwali
i grzmi — a zreśtom cicho dookoła,
jako po przejńściu pomoru janioła.

Hej! Ponad nami przeleciał ten moru
janioł i palce tknon nam głowy obie — —