Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 6.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jednak szukasz tam duszy źrenicami Boga
i pragniesz, aby Bóg był jednak rzeczy końcem.
Bo skończoność i jakieś zamknięcie wszechrzeczy
jest wrodzone i lęka się umysł człowieczy
nieogarniętej pustki. Jak wy pojmujecie
Boga — nie wiem; dla mnie to jakiś duch ogromny,
niewidny, a widomie rozesłan po świecie,
nic nie dotykający, a wszystkiego pomny.
Nie wiem — azali włada; wiem, że władać może
jak słońce, które z gruntu wydobywa zboże,
nie dlatego płonące, nie dlatego z ognia.
Tu cicho — tylko niebo, kiedy się zaognia
o zachodu godzinie, to się czasem zdaje,
że olbrzymia kometa wśród pożarów wstaje
i leci, tam na północ obracając głowę,
a z warg ogniem buchają jej Baltazarowe
Mane, Tekel, Upharsin... Późna jest godzina — —
nie wiem, zkąd mi się teraz morze przypomina,
morze promienistemi bryzgające piany,
i wiersz o »Albatrosie«, tak dawno pisany.
Dumny, potężny ptaku! Ty, coś mi młodemu
zjawił się piorunowi podobny śmigłemu,
co przebija chmur ciemnię, wiatr głową roztrąca
i leci w bezmiar świata, gdy burza goniąca
ledwie mu otrze skrzydła z farby ognia złotéj:
znów mi się jawisz — — po co? Gdzież my zalecieli?