Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezje Ser. 8.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

po trawach i po ziołach, — —
I cały świat...
Pode mną
ziemi wstrząśnienia — — słyszę — —
czają się, aby zgnieść,
zmiażdżyć. — — —
Okrutna cichość...
gdzie nic nie słychać prócz żądzy
i pastwy nad słabszym...
Nie jestem mocny zbrodni zgnieść
i zerwać jej powłoki,
jako niewiasta zrywa pleśń,
siadłą na malin soki — —
nie zdołam czystą serca treść
położyć na stół biały,
jako umytą wonną trześń,
jako chleb pszenny biały...

(Słychać żałosne beczenie kozy)
MAŁY WISIELEC (bezczelnie)

Ja kozę odpędziułem
od koźlęcia, bo chce zdechnąć, tak karmi.

DZIEWCZYNA (nadbiega z żagwią)

Oczy koźlęciu wypalić,
coby nie szło kozy męczyć —
hyhyhy!...

MOJŻESZ (woła)

Rodzice!

RODZICE.

Hyhyhy.

TŁUM (ścigając chłopca)

Twój ojciec nam urąga.

(Chłopiec ścigany pada woddali pod razami)