Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezje Ser. 8.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pustynia to straszliwa,
pustynia bez granicy,
szronem martwoty siwa,
bez dróg dla błyskawicy.
Duch trwoży się i pada,
strach z głowy włos podima — —
Bóg trzaska pierś człowieczą,
jak kaftan pierś olbrzyma.
Dokądże, dokąd, dokąd,
i przestrzeń nodze jaka — —
cóż twarz, widniąca pokąd
z gorejącego krzaka?...
Natchnieniem serce górze,
płomienie mózgu skrzą się —
jawi się widmo boże
w rózeg płomieni ponsie.
Zaiste! Pięść się ściska,
kruszy się skrzes krzemienny — —
od Boga człek ugodzon
i Bogiem jest brzemienny...

(Pasterze odpychają dziewczęta pasące od studzien i wydzierają im wiadra)
MOJŻESZ.

Hej wy! Odstąpcie wraz!
Przestańcie dziewczętom szkodzić!

PASTERZ.

Cóż ty? Czy władzę masz?
Czyliś książęciem nam,
Byś rozporządzał nas
Przez dumną twoją twarz?
Przecz mamy im wygodzić?