Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezje Ser. 8.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Aniołem-Stróżem jestem mej ojczyzny,
co Bogu za nią ma zdać porachunek —
z jej piersi plamy ja zmywam zgnilizny
i ja Judasza z wargi pocałunek —
jak rola: kłosem ofiar jestem żyzny,
jako w gorączce gąbka: daję trunek — —
i porachunek straszny w sobie niosę
pomiędzy ostry miecz i między kosę...

Kto widział ducha mojego szarpanie,
kto widział ducha mojego obawy — —
jestem, jak siewca na przymorskim łanie,
jestem, jak cieśla pod zarwiskiem lawy — —
przecież jest we mnie zew, sił zawołanie —
stanąłem — upiór z cmentarzyska krwawy —
na usta wziąłem uśmiech dziecka siłą —
aby zjawienie moje, jak chcę, było!

O karabinie polskiego żołnierza!
Tragiczne, straszne zaprzeczenie ducha!
Stal twoja kuta jest z modłów pacierza,
którym pogardza człowiek, Bóg nie słucha — —
młot, co cię kowa, o piersi uderza,
gdzie serce leży, jako żużla sucha,
spalona ogniem rozpaczy, kamienna,
serce, co jeden zna wyraz: Gehenna!...

Z taką jam bronią wstał i naprzód idę,
zapatrzon w jedno promieniste słowo,
w źrenice biorę zbrodnię i ohydę,
w pierś cios i czarę trucizn piołunową — —
znam wszystko — myśli moje jasnowide
tłumię, bo wierzę w mą moc powrotową,
w konieczność moją i w ten dzień zwycięski,
który przyzywam — wnuk hańby, syn klęski...