Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezje Ser. 8.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na barkach moich dłoń leży niezłomna,
bark nie ugina — lecz pędu dodawa —
zjawa mych oczu stanęła ogromna,
ja sam tę zjawę widzę — i jam zjawa — —
na wieki myśl mnie związała potomna
w jedno, co waży szalą: żywot — sława
i w Achillesa znak, Achilles nowy,
idę, wołając, cień Leonidowy.

Na Termopilach jam, który zda sprawę — —
gdyby stanęli męże nad mogiłą,
zobaczą piersi otwarte i krwawe,
i niech spytają mnie: wielu was było?
Na Termopilach sława grzmi o sławę,
jak bryła złota zwarta z złota bryłą,
i nie zawstydza mię, ani przestraszy
wieniec na głowie róż i wino w czaszy!

I dzisiaj idzie głos między górami
i opowieści płyną poprzez chmury — —
zmierzyłem w duchu się ze Spartanami,
o Termopilem zagrzmiał rodne góry!
Lud swoje serce do rąk moich da mi,
gdy w płomień porwę mój ten lud tortury,
a z tego serca, raz je wziąwszy w ręce,
piorun wywołam i pożar wyświęcę!

Pożarem tylko lud ten wstanie z leży!
Pożarem tylko krew swych żył oczyści!
W pożarze tylko sam w siebie uwierzy,
Chrystusa swego widząc w nienawiści!
W gniewie i pysze z ludami się zmierzy,
poczuje, że się we krwi Bytem iści —
Prawo zdobędzie wolą rzek, co płyną,
rwą tamy, łamią grunt, trzęsą krainą.