Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezje Ser. 8.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

O Achillesie — myśli młodej boże!
W proch upadałem przed tobą — — zgnieciony!
Gardziłeś ręką — — która nic nie może!
Oczyma trząsłeś — podłemi ramiony!
Jam w duchu moim czuł ogniste noże,
bom znał się twoim synem urodzony,
bom znał się synem twym — — i w podłym szlochu
zdeptany leżał w kurz — — oplwany w prochu!...

Jakaż to ręka, jak ręka olbrzyma,
za barki moje chwyciła i wstrząsa — —
z oczu mych nagle łzy bólu wyżyma,
w dłonie mi rzuca broń, co żre i kąsa — —
serca się mego, jak Łazarza, ima,
wskrzesza, ze zgniłych je pleśni otrząsa,
w usta mi wpiera dech — — i czarnoksięstwo —
w rycerza zmienia proch, żałobę w męstwo!

Ten, co z wściekłością bezsilną pożera
piasek — aż do nóg pogromcy zwalony —
i sam już nie znał: czy żył — czy umierał —
kim jest, co w piersi nosi pokrwawionej —
i rany własną swą ręką rozdzierał,
ażeby spojrzeć: czy jeszcze czerwony
strumień krwi krąży mu w serdecznej żyle —
lub czy już zakrzepł, jak trupom w mogile:

ten nagle zrywa się — podźwiga ramię —
salwą swej broni krzycząc: że jest żywy!
w Życia pojawia się ogromnej bramie
już zapomniany cień — przybysz prawdziwy!
Jak wściekły, sztaby żelaza rozłamie,
umarłe wskrzesza i zapadłe dziwy,
Niepodobnemu daje zew i pole,
w karabin kładąc cud — i wiary wolę!