Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezje Ser. 8.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tam jakieś figury,
upiory, strachy, erynje, lemury,
jakby cow-boy‘e gonią za zdobyczą.
Każdy ma w ręku rozpuszczone sznury
i ściga widma człowiecze, w obłędzie
uciekające, rzuca z świstem lasso,
chwyta za szyję, zwala, wlecze w pędzie;
ciała się krwawią, grudy krwią się pasą —
wleką je, ciągną te larwy — — w pustkowiu
gdzieś zapadają — — tu owdzie została
głowa, urwana sznurem przy tułowiu,
owdzie wnętrzności, z rozdartego ciała
wyprute — krwawe, okropne wyboje
kalek pośmiertnych... Nowy tłum już goni,
nowe z lassami piekielne cow-boy‘e,
nowy tłum cieniów — nowa się poczyna
gonitwa — nowe ofiary pogoni...

Tam cicho — cicho, jak w pańskim ogrodzie:
tam stoją drzewa długie, proste, czarne,
a każde drzewo wierzchołek wdół zgina
w długie i proste owoce ciężarne.
Tam jakby w długim, niezmiernym pochodzie
ciągnie się pasmo wisielców... Milczenie...
Jedno tam życia nie przewiewa tchnienie.
Powietrze martwe, ziemia, drzewa, oko,
co na to patrzy. Głęboko, głęboko
zamarło wszystko, co naokół było.
Tam ziemia nawet nie zda się mogiłą...
Jest to: nic...

Owdzie — na powierzchni ziemi
świecą, jak okna, kratami stalnemi
kratery małe, w których się nie kłębi
napozór żadna czół, ni czaszek masa —