Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pon Kostka w Nowym Targu krwawemi łzami płakał! Nad młodościom swojom, nad dolom swojom płakał! My hłopom godały: icie go bronić! Nie dajcie go! Dy sie lo was okfiarował! Hłopów ratować! Za hłopskie krziwdy! On nas, biédny naród, zbawić fciał! Icie go bronić! On na wasom niewdzięcność, na swoje niesceńście płakał! Temi łzami pomocy wołał! Kozda łza jak gołąb poleciała, jak jaskółka, pomiendzy hałupy! Jaskółkami poleciały, kamieniami na serca upadły! Kamieniami młyńskiemi!
— Teroz za to wej pomsta! Ponbóg karo za pana Kostke! — zawołał stary hłop z włosami do pasa. — Co my go w niesceńściu niehali!
— Pomsta! Pomsta! — powtórzyła kobieta. — My go nie ratowali, my go zabić dali! Ludzie widzieli, jak Świenty Stanisław Kostka nad tym miejscem, ka pal pana Kostki pułkownika krwiom ociekał, na hmurze sie pokazał! Dy to sama ta krew, co i Jego béła! Do Pana Boga na skarge poseł!
— Pedzioł mu tak — zawołał stary chłop: — Panie Boze, dy to górole winowaci, co sie z mojego świentego potunka krew lała! Nie wybronili go wej!
— Janioła Świenty Stanisław upytał, co pod słupe, kie pon Kostka konał, stanon!
— Ej, wiera!
— No, no! Ślacheckiém ramieniem Ponbóg korze! Ze my wolności fcieli!