Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A Nędzowa odpowiedziała z wyniosłą dumą:
— On sie rusy.
W tej chwili otwarły się drzwi i z sieni domu wyszedł Janosik Nędza w koszuli tylko i w portkach, boso, i odgarniając włosy z czoła powiódł po obecnych pytającym, sennym jeszcze wzrokiem. Najbliżsi zaś chłopi, baby, dzieci do nóg mu padli z krzykiem i jękiem:
— Ratujcie nas!
— Prze co? — zapytał Janosik spokojnie.
— Prze gwałt, prze ozbójstwo, prze ogień, prze katostwo!
I kobiety pod nogi Janosika pochwyciły wołając:
— Co momé, to wam domé! Jo płótna! Jo krowe! Jo miodu!
— Jo dziéwke! — krzyknęła jakaś baba, śliczną szesnastoletnią córkę za rękę dzierżąc. — Nietykano, hetmanie zbójecki!
Tłum ludu otoczył Janosika, on zaś dłonie położył na głowach dwóch kobiet, co u nóg mu klęczały szlochając, i rzekł:
— Kie jo od Zelaznyk Bram na Dunaju z rabunku bez Zelazne Wrota w Tatrak do Polski seł, widział jo cyrwonom od ognia noc. Cy to bez to?
— Bez to! Bez to! — krzyknęli ludzie.
Jedna zaś z kobiet z tłumu wołać zaczęła:
— Pana Kostkę hłopi opuścili, w Ciorśtynie go wziąść dali, w Krakowie go nie wybronili!