Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Joby cie miał dać komu zabrać, kie ino u nas siedzieć kces, kwiecie lelujowy?! Niedocekanie nicyje! Niejestek ci jo wojewoda, ani ksiąze zodne, myśleć o tobie nimogem, ale cie zoden więcyl miłować nie zdole, ani miłować niebedzie! Do twojéj wóle moja krew i zycie, ptosku z dolin! Kwiecie lelujowy!
Coś poderwało mu kolana, ukląkł przy łóżku, wtem obudziła się Herburtówna i ujrzawszy Sobka, zawołała zdziwiona i przestraszona:
— Co to jest? Co robicie, Sobku?
— Sukałek Maryny, fciałek se paciorze odmówić — odpowiedział Sobek zmieszany, powstając.
— Niema Maryny?
— No niéma...


∗             ∗

Ona zaś, osiodławszy konia i kosę wziąwszy w rękę, jechała kłusem przez las ku Zaborni. Spieszyła się bardzo. Sieniawski bowiem niewątpliwie, nie mogąc się doczekać sługi, ruszy ku Tatrom. Temu trzeba było zapobiec.
Drogi nie znała, ale do Raby Wyżniej na przełaj dobiła, a ztamtąd jej chłopi, jako ma jechać, powiedzieli.
Gdy się zbliżyła ku Zaborni, było już blizko południa. Jechała stępo, bo koń był już zmę-