Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I żałowała wówczas, że nie rzuciła się do tego ciemnego stawu, nad którym przechodziła, ażeby zasnąć w jego głębiach na wieki.
Ah! I teraz żałuje, żałuje, żałuje!...
Jęła ją Maryna gładzić po głowie, ona zaś lamentowała. »Z ciebie« było ostatnie słowo pana Kostkowe, bo jej wzgarda wbiła weń pal. Gdyby mu była nie okazała wzgardy jako ojciec, jako księżna ciotka, jako wojewodzic Sieniawski, nie byłby on z bólem, rozpaczą i gniewem z zamku Herburtowskiego wypadł, nie byłby się w rebelię chłopską cisnął, nie byłoby się to nieodpłacone, straszne, okropne nieszczęście stało... Z niej to poszło... Ona mu miała rodzić dzieci, a urodziła mu śmierć.
— Pon Kostka hłopów ratować kciał — rzekła Maryna. W ciemnie nie ujrzała ona oczu Beaty wznoszących się ku niej z pełnem niezrozumieniem.
I dalej lamentowała i tuliła się do Maryny, po rękach ją całując, za kolana chwytając, aby jej broniła wraz z bratem, aby jej ani w ręce Sieniawskiego na żonę, ani w ręce ojcowe na pokutę i karę nie wydawali. Obiecywała ich sowicie nagrodzić, gdy kiedyś po ojcu fortunę odziedziczy i kuliła się pod silne Marynine ramiona.
Uchyliły się drzwi i Sobek spytał:
— Nie śpicie?