Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i podłogi w izbach myć, a z ostatnią sługą jeść dali, ale i wam piorun nad głową wisi...
Poczęła płakać, a potem wśród łez opowiadać, jak ją ojciec, gdy pożar folwarku ugaszono i rabusiów odegnano, do Sącza do klasztoru na pokutę wywiózł, jak ją tam zakonnice dręczyły, jak ją morzyły głodem, budziły w nocy, rozbierały do naga i biły dyscyplinami, pokrzykując przy tem dziwnie, jak ją siekły językami, wypominając jej świat i urodę, jak poniewierały jej miłość, i z jaką radością doniosły jej o skazaniu pana Kostki na pal, że już tego okrucieństwa znieść nie mogła.
— Myślałaś się na Kostkę naprawić — rzekła jej bezwstydnie przełożona — a tu ci jego samego na pal wprawią!...
A gdy to usłyszała, dziwna moc w jej członki wstąpiła, po prześcieradłach zsunęła się z piętra i uciekła.
A gdy od pana Kostki trupa na palu w nocy się oderwała, poczęła iść w tę stronę, w którą ostatnie jego spojrzenie padło, ku Tatrom, i szła, szła, przez lasy, jagodami się żywiąc, obojętna na dzikiego zwierza, nie czując zimna, ani upału, nieznużona, jakby ją te oczy za sobą wiodły, nie wiedząc, po co idzie, ani dlaczego?... Szła nie wahając się, nie błądząc, nie zbaczając z drogi i dopiero, gdy zawieja śnieżna ją napadła, poczęła błądzić i wreszcie skuliła się w kosodrzewinie, by zginąć.