Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a ciemna jego wąska, orla twarz z nosem zgiętym ku wąskim ustom, harda, miała zuchwały wyraz, jakby z magnatów i rycerzy pochodził. Podobne do Maryninych szafirowe oczy z pod ciemnych włosów z ciemnej twarzy świeciły jak ognie.
Bacą był już trzeci rok na wspólnych halach pod Kopą Królowej i przy Stawach, choć dopiero dwadzieścia pięć lat sobie liczył, gdyż rozumem, odwagą, męstwem, siłą, a przytem rzetelnością wszystkich przewyższał. Starzy chłopi na bacostwo go wprowadzili, a starsi juhasi chętnie słuchali i poważali.
— No czas! — rzekł popatrzywszy na stado uporządkowane i na słońce i niebo.
I skinąwszy na starego Franka Buńdę z Kotelnicy, który mu kropidło podał i kotlik miedziany ze święconą wodą, co po nią aż do Szaflar biegał, bo jej bliżej nigdzie nie było, podstawił: szedł przed nim dookoła owiec, kropiąc je i modląc się o błogosławieństwo i zachowanie od nieszczęścia, poczem, na czoło pochodu wyszedłszy, krzyż ciupagą przed stadem na drodze uczynił i do góry ją ostrzem wzniósł.
Błysnęła stal pod słońce, a to był znak.
— Ostajcie z Bogiem! — krzyknął Sobek do pozostających.
— Boże prowadź! Żegnaj Panbóg! Z Panem Bogiem! — odpowiedziały mu setki głosów.
Zadęli juhasi i wolarze we fujery i trombity, zabrzęczeli na kobzach, gwizdnęli na piszczałkach, zadźwięczeli na gęślach, zaberczały metalowe kółka przy ciupagach i obijane metalowemi obrączkami maczugi; huknęli ci, co nie grali, krzyknęły na krowy pasterki i klasnęli w bicze wolarze. Szczeknęły psy i zatętniał tupot racic owczych i bydlęcych i tętent kopyt końskich. Ale cudownie, melodyjnie, uroczyście zagrały tysiące spiżowych dzwonków u szyi trzód. I pochód ruszył. Konno i pieszo otoczone stada, wiedzione