przez bacę, naprzód w olbrzymiej wydłużonej gromadzie, potem krowy, potem woły, poczęły się sunąć drogą przez Toporową polanę. A wraz rozległo się wyskanie, wysoki krzyk, pasterek i młodych gońców i kilkanaście głosów, przy jęczeniu fujer i trombit, rzępoleniu gęśli i piszczałkach, przy basowaniu kobz zawiodło:
Hej baco nas, baco nas, podź s nami na sałas,
popod białe skole na ślebodnom wole!
Hej baco nas, baco nas, powiedź ze nas hore,
bo my uzdajali w turnickak obore!
Hej baco nas, baco nas, kielo baranów mas,
kielo mas owiecek, kielo mas dziéwecek?
Rozłamał się chór — mężczyźni zaśpiewali:
Hej baco nas, baco nas, nie załuj nam mléka,
my ci przywiedziemé z pod Krzywania byka!
Zaśpiewali mężczyźni, a dziewki odpowiedziały:
Hej baco nas, baco nas, nie załuj nam syra,
co jo cie niebedem do rania budziéła!
I znowu chłopi:
Hej baco nas, baco nas, nie załuj zyntyce,
my ci wybieremé uherskie piwnice!
I znowu chórem wszyscy:
Hej w polany, w polany — kosiar murowany,
murowany kosiar — baca jako cysar!..
Huuhahahauuu!
Ale cudownie, melodyjnie, uroczyście grały tysiące spiżowych dzwonków u szyi trzód.
Oni zaś szli, juhasi, pasterki, trzody, konie z hukaniem, brzękiem, muzyką, śpiewem i cudowną grą tysięcy dzwonków. Rzucane w powietrze i chwytane w rękę migotały ciupagi. Tonęli w lesie.
Wąż jakoby olbrzymi, łuskami migocąc i brzmiąc, wsuwał się w nieprzejrzany, prawieczny las.
Idom...
Aż wchłonął ich głęboki mrok drzew.