Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I wtedy ponownie Kostka — jako pierwej, na nią popatrzywszy — rzekł głośno i wyraźnie:
— Jam jest króla Władysława syn.
Znów oniemieli wszyscy, jeszcze dłuższą chwilę milczenie potrwało, niż uprzednio.
Przerwała je kasztelanowa Korecka, mówiąc w aluzji do nazwiska Wazów:
— Z tych pewnie wazów, co nie jabłko i wawrzyn, ale pierogi ze śmietaną naszały.
Huknął śmiechem Sulnicki, rozśmiał się i Sieniawski, a Sulnicki przez śmiech zawołał:
— U mojego szwagra jest fornal Władysław Król — zali nie ten? Nawet podobny z urody.
— Pachołku — odpowiedział Kostka wyniośle — jesteś mi jako pies, co na mnie szczeka. Obrazić nie możesz, ale obitym będziesz.
Porwał się wreszcie wojewoda, który stał, jak słup, bez słowa i ruchu.
— Dość! — krzyknął. — Ktokolwiek waść jest, iżeś śmiał pod nieprawdziwem wejść w dom mój nazwiskiem, próg mój przestąpić proszę!
— Panno Beato! — zwrócił się Kostka ku wojewodziance, która z twarzą zasłonioną rękoma stała.
Słowa nie otrzymał, ale ruch głowy nic dobrego, owszem, źle mu wróżył.
— Beato! — rzekł jeszcze.
Lecz tylko ten sam ruch głowy uzyskał.
— Milcz, wasze! — rzekła księżna Korecka. — Jak śmiesz ożywać się jeszcze do tej, którąś zuchwalstwem twem i bezczelnością pokrzywdził i pohańbił!
— Tak jest! — krzyknął zkolei wojewoda. — Tak jest! Jak śmiałeś, fałszywego nazwiska używając, na dziecko