Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w żlebie cud robiło! Marduła nietylko nie usnął, ale ani nie legł, ba siedział tylko i ciupagę w garści trzymał. Widziała sie mu ta noc za pięć nocy. Ledwie zaczęło świtać, Marduła wstał, ciupagę przy sobie i procę tylko miał nagotowioną i idzie. Nalazł kości z niedźwiedzia. Ja tak uwazujem, ze go hań nie miały zjeść wilki, ani liszki ogryźć. I on ta też tego nie radził potem do ludzi, że Marduła. Powiadał, że tam nawet mało znać było, coby sie niedźwiedź bronił komu, abo czemu. Taki potwór z trzema głowami musiał go wej przysiednonć, tożto prędko nieżywy był. Ono jyno potem sie ich musiało więcej zlecieć i o mięso się wadziły, abo może i biły między sobą. Temu tylo hałasu było. Ale po nich śladu niemasz, bo to duchy. Do samej śmierci to Marduła opowiadał. Haj.
— Słyszeliście? — wyrwał się z szydercza któryś dowcipniś z dalszych wsi, z nizin, gdzie im te rzeczy obce były.
— Słyszałem, prosię kwiczące — odpowiedział Sablik mgliste, sępie, stalowe oczy zwracając na śmiałka.
— Dostałeś, siedź cicho! — ozwały się głosy i dało się słyszeć kilka klapnięć po kapeluszu. Mędrsi chłopi wiedzieli: kto Sablik.
Patrzał wgórę Janosik ległszy przy watrze i zwolna szerokim głosem zaśpiewał pieśń starą, którą rad w górach wysokich śpiewywał.

*

Zachodziła powoli noc. Niebo ciemniało, z niebiesko-szafirowego stawało się ciemno-granatowe, prawie czarne. Wiatr rozdął mgły i napośród nieba zawisł w bezdni szczytom i mgłom niedosięgły miesięczny sierp, biało-srebrny, lśniąco błyszczący, z różową osmużką, ostrym brzegiem na niebie wycięty. Orty i jastrzębie ogniskami pobudzone odzywały się pociągłym piskiem z turni, a zwolna las napełnił się rykiem, bekiem i jakoby fujar olbrzymich prze-