gwałtem wymuszona, ani jednego Polaka na Niemca nie przedzierzgnęła. Mimo wszystkich eksperymentów rządu na skórze, kieszeni i mózgownicy polskiej, Polaków nie ubywa, lecz, jak chce statystyka niemiecka, od r. 1861 stale przybywa, a do r. 1890 miał się stosunek narodowościowy o 231.000 dusz na niekorzyść żywiołu niemieckiego zmienić. Przerażeni patryoci niemieccy, szukając na gwałt winowajcy, znaleźli go w r. 1886 w robotniku polskim z Kongresówki. „Nie wyższa kultura, lecz proletaryat robotniczy decyduje o narodowości jakiegoś kraju”. Najniebezpieczniejszym wrogiem niemczyzny i największym polonizatorem, jak twierdzi dr. Maks Weber[1], jest wielka własność ziemska we wschodnich prowincyach, posługując się tanim robotnikiem polskim. Nietylko dlatego ten polski robotnik z Królestwa jest pożądany, że jest tańszy, lecz i dlatego, że wobec niego nie ma pracodawca żadnych prawnych obowiązków, może go wyzyskać, jak chce, póki go potrzebuje; gdy potrzeba minęła, lub w razie jakiegoś nieporozumienia, wystarcza wskazówka do najbliższego urzędu, by robotnika wyrzucić za granicę. Jeszcze w r. 1873 niemieccy robotnicy emigrowali do Rosyi i Galicyi. Od tego czasu z upadkiem rolnictwa stała się panującą odwrotna emigracya od Wschodu na Zachód[2], dzięki której ubyło np. w Prusiech Zachodnich od r. 1861—1886 5½% Niemców. Z tego to powodu wyrzucił w r. 1886 ks. Bismark 40.000 Polaków z granic pruskich i zakazał imigracyi robotników polskich. Prawo to dla junkrów i wogóle pracodawców niemieckich niewygodne dnia 26 listopada 1890 r. o tyle zmieniono, że naczelnym prezesom pozwolono w razie udowodnienia potrzeby puszczać robotników z Królestwa i Galicyi z zastrzeżeniem, że to są robotnicy wolnego stanu bez rodzin i że zawsze do 1 listopada będą znowu za granicę wyrzuceni. W r. 1891 np. tylko w 4 wschodnich prowincyach naliczono zwyż 33.000 robotników polskich z pod zaborów sąsiednich, a już w tym roku używano cała masę obcych robotników polskich w prowincyach