Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

posedł jesce na wędrówkę. Ales wy tak krótkiéj widzę pamięci, zeście może i o nasym porucmku zapomnieli?.. A byłoby to zle i bardzo zle, panie Zielonko.
— Mylisz się bracie. O tym dobrym panu, któregośmy chleb z tobą jedli, nie zapomnę do śmierci, i modlę się za jego duszę.
— Mas ci go znowu! Za dusę? A kto wam powiedział, ze dusa z mego jus uleciała.
— Więc żyje nasz Dziarczyński?
— Jak my oba bracie! A pamiętacies z kiém on zaręcony?
— A dalibóg prawda! z naszą Starościanką!
— No psecie wraca wam pamiętanie. Otos mam list do niéj od porucnika a nie wiém jakby go jéj wcisnąć w rękę, bo tu pono źle się jakoś święci, dyć kumisas kazał mi siedziec w uficynie nikiéj w ciupie, i nosa na dwór nie wyścibiać. Juz to nie bez kozery. Więcbym jus wolał oddać pannie list pod sekretem.
— Ha, być może, iż teraz, gdy Dziarczyńskiemu zabrano majątek i on sam w niewoli, a starościanka, jak słychać, dostała innego i bogatego konkurenta; państwo nasze nie chcą już słyszeć o dawnych zaręczynach.
— Takci bodaj jest, bo na kogo Bóg, na tego i ludziska. Słowo u nich wiatr, a pieniądze grunt, Świata nie pserobić, a co pan psykazał, to wierny sługa zrobić powinien, choćby zginąć psysło. Więc dajcie mi sposob, spełnić mój ordynans.
— Ciężko bracie, ale spróbujemy. Panna Laura ma zwyczaj przed obiadem przechadzać się w ogrodzie, a lubi te moje klomby, może więc