Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Znowu więc, i z większą jeszcze niż u Franciszkanów biegłością języka, uraczył słuchacza powieścią obfitującą w akcessorja ultra poetyczne, a dziwnie do smaku oraz intelligencji pana kuchmistrza przypadające, aż ten, po godzinie blizko uważnego słuchania, przypomniał sobie, że obiad zostawiony na opiece kuchcików, mógł mu w końcu narobić wstydu; z żalem przeto odłożyé musiał do wieczora biesiadę z Maciejem, który rad z tego, bo się czuł zmęczonym, podziękował za ugoszczenie, pożegnał do zobaczyska, i ruszył chyłkiem na przechadzkę, pomimo danego sobie od komisarza rozkazu pozostania resztę dnia w oficynie Trzeba bowiem wiedzieć, że Perełka oprócz listu do starosty, miał jeszcze drugi do starościanki, z poleceniem doręczenia go jéj osobiście, jeliby się to mu udało. W tym więc celu szczegółnie, wymknął się cichaczem przez tylne drzwiczki na kuchenny dziedziniec, z którego obejrzawszy położenie dworu, zamierzył wprowadzić się do pałacowego ogrodu, i z tamtéj strony wypatrywać panienkę i szukać sposobu spotkania się z nią bez świadków.
Wysoki mur oddzielał ogród od kuchennego dziedzińca, Maciej więc pomyśliwszy nieco, puścił się ścieżyną wzdłuż tego muru, wypatrując w nim jakiej fórtki lub otworu, przez któryby mógł się dostać na drugą stronę. Uszedłszy tak kilkaset kroków, gdy nic podobnego nie zobaczył, domyślił się że od pola nie znajdzie takowego wchodu, z drugiéj zaś strony od dworu, nie zawodnieby go nie wpuszczono; nic mu więc nie zostawało, tylko eskalada, Wedrzeć się na mur i spuścić się bądź co bądź, zeń do ogrodu. Szukał tedy miejsca