Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A póki, między rodem ludzkim raczysz gościć
Cały świat czcić cię będzie, cały świat zazdrościć.

Kobiétybo, widzi pan, nie kontentując się połową czegoś, jak się zowie. Wszystko, albo nic, to jest godło ambitnych, jak słyszałem, niewiast. I pani Zofja, ręczę, podskoczy z radości, pan jenerał będzie uszczęśliwiony, a Trembecki volens nolens, przyjmie poprawę, jeżeli nie wydrukował jeszcze swojéj Zofjówki —
— Ha! prawda, mój Oczko, tyś widzę w potrzebie i poeta. Ale z Trembeckim będę miał kłopot. —
— E, j. w. panie, zaofiarujesz mu na pamiątkę prezencik, suwenirek, jak to teraz nazywacie państwo, a złoty, a z kamyczkami, to się i udobrucha, bo i poeci, choćby orderowi, doznawają czasem, jak się zowie, auri sacram famem. Mój przynajmniéj professor poetyki, lubił pochwały swych wierszy, lecz bardziéj jeszcze lubił prezenciki z holenderskiego złota. Złotko, j. w. panie, złotko nie oszacowane, to nervus rerum podług zdania najmędrszych polityków i filozofów. —
— Ach prawda mój Oczko, wielka prawda — odrzekł starosta wzruszony do głębi ostatnią tą uwagą, przywodzącą mu na pamięć niedostatek tego kruszcu w marnowieckiéj kassie. A po chwili rzekł:
— Niechże, ha! tak będzie jakeśmy uradzili w tej kwéstji. A tenże drugi list od kogo? —
— Ten drugi, jak się zowie, z bardzo dalekiéj strony: z Sybiru j. w. panie — smutnym odpowiedział głosem, a starosta zerwał się niespokojnie Z krzesła wykrzykując: