Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

własnych interesów, rzeczą pożądaną, i świetność domu nie kompromitującą, lubo przed nie wielu laty nazywał dzisiejszego Szambelana szerepetką.
Miałażby i panna Laura, poddając się chęci ojca, wyrzec się Dziarczyńskiego i pomyślić o nowym dla siebie związku? Co na to łaskawe moje czytelniczki? Zgaduję, że tegobyście jéj zapewne nie pochwaliły, chociaż możnaby pięknie demonstrować, że posłuszeństwo rodzicom jest powinnością dzieci, że niekiedy nawet staje się cnotą; ale ponieważ ta kwestja wcaleby was w téj chwili zająć nie potrafiła, więc krótko powiém, że Laura, źle lub dobrze, postanowiła bądź co bądż, dotrzymać danego narzeczonemu słowa. Miłość-li to, czy szlachetność serca, były jéj do tego pobudką? zgłębiać nie widzę przyczyny; dość że młoda dziewica okazała w tym razie charakter nie pospolity. Wszelakoż ojciec, matka, brat, Labe i Mademoazel Régar, reflektować ją nie przestawali, a każdy i każda podług swego sposobu widzenia i czucia.
Starosta na pół z przekonywaniem nakłaniając, na pół rozkazując, przedstawiał jéj konieczność wyboru takiego małżonka, z którymby opływała w dostatki i któregoby dom szlachecki przyozdobiła wysoką rodu swego parentelą, a tak publiczność widziałaby w tym związku szczęsne połączenie bogactwa z wysokim rodem i świetném wychowaniem.
Starościna tuląc ją w swe ramiona, stawiła jéj przed oczy własny swój przykład: — Byłam — mówiła — lube moje dziécię, kiedyś w podobném, jak twoje, położeniu, z tą tylko różnicą, że nie zaręczo-