Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Oczko — biédny pełnomocnik odchodził ze spuszczoną głową i ze łzawą żrenicą, udając się do swéj stancyjki w officynie, by w samotności popłakać, albo szedł do panny respektowéj Romanieckiéj z którą go dawna łączyła przyjaźń; by w poufnéj, pogadance osłodzić troskę i zbroić serce w odwagę. Następowała potém partyjka marjasza, przy herbatce z kropelką araku, co na chwilę spędzało mu chmurę z czoła.
Trzeba jednak wiedzieć, że lubo fortuna Marnowieckiego potężnie była nadwerężona, utrzymywała się atoli pozornie, albowiem dobra były rozległe i piękne, dóm pełen kosztowności, a pełnomocny komisarz Oczko, dyskretny i wielce zręczny w traktowaniu z wierzycielami. Do tego jeszcze kraj po ostatniéj politycznéj katastrofie, wolnym bardzo krokiem wracał do karbów praw i porządku, a działalność magistatur pod nowym rządem, nie była się jeszcze rozwinęła w należytéj mierze; stąd więc sprawy cywilne zostawały w zawieszeniu, i chyba jaki bardzo niecierpliwy wierzyciel, debitora swego sądownie prozekwował. Korzystając z tych okoliczności starosta zbywał kredytorów obiecankami. Oczko zaś zamydlał im oczy wyegzagierowanym ogromem funduszow i bajeczną mnogością kosztowności napełniających skarbiec jego pryncypała. Większą część wierzycieli składała drobna szlachta; tych zaś małych kapitalistów było zwyczajem lokować zebrane grosze u magnatów, którzy takowe przyjmując, dawali do poznania że to czynią z łaski raczéj, niż z potrzeby, czemu tamci w prostocie serca wierzyli i poczytywali nawet sobie za honor stać na liście kredytorów