Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ten pedant — mówiła raz po odejściu Trojanowicza panna Regar do Labego — lepiéj od pana posiada historję Francji. —
— Tak się to pani zdaje — odparł Żemikur — lecz czemu się dziwię, to, iż on z wielką precyzją cytował fakta z histoji protestantyzmu w Szwajcarji, i zbijał niémi potężnie zarzuty, jakie się podobało pani czynić przeciwko Kościołowi, któregom ja bronił. Było to wprawdzie z jego strony nie bardzo grzecznie, lecz winnaś mu śmiałość tę przebaczyć dla miłości prawdy. —
Tak się to panu widzi — rzekła — krzywiąc usta Szwajcarka, a francuz zacierając ręce, odszedł uradowany, że jéj oddał za swoje.
Szereg wyższych domowników zamykał pan Oczko, komisarz starosty, polak staréj daty, życzliwy sługa domu, przestający na szczupłéj pensji, nie myślący o sobie, a całą duszą oddany swemu pryncypałowi, który go szacował i lubił lecz na swe nieszczęście, rzadko kiedy usłuchał. Z bólem serca patrzył Oczko na wydatki przewyższające intratę; a stąd na coraz rosnące długi, lecz wiedząc z doświadczenia, że próżną było rzeczą przekładać staroście nie uchronną potrzebę wprowadzenia oszczędności, by przynajmniéj płacąc regularnie wierzycielom procenta, wstrzymywać ich od domagania się powrotu kapitałów, wzdychał już tylko, i w milczeniu podawał rachunki, ażeby chociażby widokiem smutnego stanu interesów, przywieść starostę do głębszego zastanowienia się nad własną swą i dzieci swoich przyszłością. A gdy i ten środek pożądanego na zaślepionym nie czynił wrażenia, gdy mu starosta rzuciwszy okiem na fatalny bilans funduszów z długami, mówił: — E! da się to jeszcze jakoś ułożyć mój