Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do góry podbródkiem, twarz pełna, biała, popstrzona piegami, gładko ogolona. Wyprostowany, z rękoma zwykle założonemi na grzbiecie, poglądający na ludzi z góry, z miną wewnętrznego zadowolenia i to nie bez przyczyny: kto bo z daru fortuny odziedziczył po ojcu kilkaset dymów i tytuł kasztelanica, a ze względów królewskich dostał Starostwo i order, kto mieszka w pałacu błyszczącym od marmurów i złocistości, jezdzi w karécie ciągnionéj cugiem dziarskich rumaków z szamerowanemi za powozem lokajami a z laufrem przed końmi; kto kilka razy do roku, dla sąsiedztwa wyprawia wspaniałe uczty i tańce; taki może być rad z siebie i dawać czytać na swéj twarzy błogość, co mu napełnia duszę. Prawdę mówiąc, błogość ta nie była normalnym kasztelanica stanem a nawidzała go tylko w towarzystwie liczném, w chwilach, gdy się otaczał blaskiem swojéj okazałości; w kółku zaś domowém, a dopieroż w samotności gabinetu, ustępowała ona miejsce cięzkiéj trosce, pochodzącéj z nie pomyślnego stanu interesów. Dla tego to bodaj, Starosta-Kasztelanic nie mogąc sobie inaczéj w tém poradzić, starał się bardzo filozoficznie, zapominać o interesach, i ulubionémi sobie zabawami odganiać uprzykarzoną troskę.
Rodzinę jego składały: małżonka wcale jeszcze nie stara, oraz dwoje dorosłych dzieci: syn, liczący sobie lat 22. i córka młodsza odeń dwóma blizko laty.
Pani Marnowiecka, dama wysokiego rodu lecz z siebie nie bogata, nie zdawała się podzielać zamiłowania męża w przepychu; utyskiwała nawet czasami przed dziećmi i przed niektórymi z przy-