Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nego z temże co i przedtém, niemym, pokornym ukłonem.
— Oto mi urwis — wołał wiarus za wychodzącym — Kiedyz takiego cart nie wezmie, to jus nie wiém kto będzie w piekle! —
Gwardjan z kolei upomniał mazura za potępianie bliźniego, poczém zapytał go, czy wprost ztąd się uda na powrót do swojego pana?
— Chciałoby mi się co najprędzej; ale musę piérwéj pójść w Nowogródzkie do państwa Marnowieckich z listem od mojego porucnika, boć juz to tam jego bogdanka, z którą miał się zenić, gdy nie w to mu zagrano. —
— Jeśli tak, więc tém lepiéj, bo wysyłamy braciszka w tamtą stronę na wózku, to się z nim mój kochany zabierzesz, niby wożnica, a nikt cię nie zaczepi. —
— Ho! to jus widzę Bóg i ś. Maciej mię nie opuscają. Dzięki wam Ojce i dobrodzieju, a blogosławcies na scęśliwą drogę. Toć spowiadałem się dzisia z waséj łaski i tak mi lekko na dusy, jakbym się na nowo narodził.
— Niech Bóg cię prowadzi poczciwcze! Błogowię ci z całego serca i nie zapomnę o tobie w śś. ofiarach.
— Ach Dobrodziejasku! jeno tylko kiedy łaska, pamiętajcie o moim porucniku, bom ja nie wart, zebyście się dla mnie fatygowali.
— Za pana porucznika modlą się we wszystkich naszych konwentach, bo on się liczy między naszymi fundatorami. —
— No! tom jus o niego spokojny i upadam do nóg waséj wielebności. —